Tajskie odwiedziny w Polsce


Po długiej akcji załatwiania kwitów na przyjazd do Polski jak opisywałem w innym temacie nadszedł czas na odwiedziny. Oczywiście na starcie już kłopoty. Samolot z Lampang do Bangkoku lini AirBangkok ma opuźnienie 30 min, a połączenia wyliczone są na styk. Dobrze że w ogóle poleciał, bo już na starcie doszło by do klapy. Po przyziemieniu w Bangkoku szybko na już otwarty Check-in Lufthansy i po chwili gość już siedzi w A340. Mnie zostało tylko obserwować lot do Frankfurtu na aplikacji FlightRadar24 :) i dzielenie sie zrzutami ekranu z zaniepokojoną rodziną specjalnej turystki, która pierwszy raz opuszcza kraj nie wliczając w to przy granicznego targowiska w Birmie. Pierwszy wypad po za Tajlandię i to na taką odległość. Stres był :) W domu ostatnie zakupy i przygotowywanie wszystkiego na powitanie. Godz. 19 lądowanie w Europie. Frankfurt powitał szczegółowym wypytaniem podczas kontroli paszportowej o powody wizyty, co i jak i do kogo i po co. Bilet powrotny jest, wiza miesięczna jest, zaproszenie jest więc spacer do następnego Gate i oczekiwanie do godz.22 na B737 do Katowic. Darmowe wifi na lotnisku umożliwiło szybki kontakt na skype i jest ok. Start do Katowic. Apka flightradar24 znowu w akcji. Lądowanie bez opóźnienia w Katowicach. No i po dłuższym oczekiwaniu wreszcie jest! :D
No to czas na parking i tu pierwszy szok po wyjściu z terminala. Pamiętam jak w Tajlandii skarżyli sie na niską temperature gdy spadła do 22c, tu powitało ją 8c na dobry wieczór, a i tak dobrze jak na końcówke października o północy :)

Kilka minut w aucie i jesteśmy w domu. Oczywiście zmęczenie odchodzi na drugi plan chociaż 11h lotu w A340 to naprawde lekka niewygoda. Gorąca kompiel, kolacja, szampan i pierwsze kontakty z bliskimi, bo przecież w Taj już zaczyna sie poranne życie i wszyscy oczekują pierwszych wrażeń :)

Sobotni poranek i temperatura pod 10c. Nie do końca przerzucenie sie na naszą strefe czasową, a i zreszta lekkie zmęczenie po nocnym powitaniu. Oczywiście wiadomo co kobiete może postawić na nogi więc czas na shopping :)
Po wizycie w centrach handlowych i zaznajomieniem sie z realiami cenowymi czas na Polski posiłek.


Niedziela to oczywiście Śląska kuchnia. Tradycyjny rosół, który smakował jak w Tajlandii, kluski Śląskie, rolada i czerwona kapusta oczywiście. Smakowało :)
potem oczywiście Tajska kuchnia już przez prawie cały pobyt co mi sie podobało. Troche eksperymentów nie zaszkodzi bez ruszania sie z Polski :D


Pogoda dopisaje, zresztą temperatury typowo jesienne przez cały 2 tygodniowy pobyt 14c-17c i słoneczko.
Zobaczyć złotą Polską jesień przy takiej pogodzie dla kogoś kto w ogóle jesieni nie zna...bezcenne :)







Więc czas na zapoznaniem sie z Polską południową. Na pierwszy ogień wycieczka do Ustronia i Wisły.
Niestety poniedziałek to dzień techniczny i kolejka na Czantorie nieczynna. Za to plusem był brak tłoku turystycznego więc odwiedzamy Równicę i oczywiście tradycyjna kwaśnica w chlebie na lunch.






Z ustronia powędrowaliśmy do Wisły. Targowisko miejskie z pamiątkami, rynek i oczywiście skocznia w Wiśle. Małe zerknięcie na zapore w Wisła Czarne i powrót przez Cieszyn z wizytą po Czeskiej stronie, aby pokazać jak wygląda Unijne przekraczanie granic. Pogoda dopisała.




Kolejnym punktem do odwiedzin Polski południowej to oczywiście Zakopane. Trasa przez Słowację, aby pokazać piekne okolice nad jeziorem Oravskim. Już z daleka widać ośnieżone szczyty Tatr. Niestety z samym Zakopanem śniegu nie było, a za to ładna słoneczna jesienna pogoda. Troche to rozczarowało mojego gościa ponieważ liczyła na pierwszy w życiu kontakt ze śniegiem :) Obyło sie bez stania w kolejce na wjazd w ośnieżone tereny ze względu na późną porę.






Zakopane puste bez większej liczby turystów co przełożyło sie na spokojne spacerowanie po mieście no i duży wybór pustych restauracji podczas lunchu.
Kolejna wycieczka to Muzeum Auschwitz. Nie mogło oczywiście tego zabraknąć. Dodatkowo namawiana przez swoje koleżanki z Tajlandii które odwiedziły już obóz że warto sie zapoznać. W trakcie podróży zapoznała sie za pomocą internetu w języku Tajskim o historii tego miejsca co jeszcze bardziej przyczyniło sie do zobaczenia jak to wygląda na żywo. Oświęcim przywitał nas ogromną liczbą zorganizowanych grup, przeważnie z Izraela. Było poważnie i na spokojnie zwiedziliśmy ważniejsze punkty obozu.


Kolejny punkt pobytu to Kraków. Na start wizyta w Muzeum Lotnictwa Polskiego. Duży terez z jeszcze większą ilością wraków na których można zawiesić oko. Szczególnie gdy sie lubi takie klimaty :)
Czas na centrum. Parking pod Wawelem. Zwiedzanie z zewnątrz i widok na Wisłe. Po godzinie spaceru czas na główne danie czyli rynek. Pogoda dopisała +17C i jesienne słoneczko, mimo tego że wycieczka w tygodniu to ludzi nie brakowało. Wszendobylscy naganiacze do rundy w dorożce.
Kilka pamiątek w sklepie na rynku oraz objadek w placu w małej jadłodajni prowadzonej przez młodzież. Tanio i smacznie, a i nawet fajna opcja wyboru. Kraków spodobał sie najbardziej, chyba też dlatego że już wcześniej sobie zerkneła w google jak to wygląda i bardzo chciała zobaczyć na żywo.  Po powrocie oczywiście sklepy jak co dzień.

 
 





Zawitakiśmy do Mysłowic gdzie mieszka koleżanka Oil również Tajka która wyszła za mąż z polakiem. Do tej pory znały sie tylko z forum gdzie Tajskie dziewczyny wymieniają się opiniami i ciekawostkami z życia z farangami (białymi) Druga wityta to już typowo babskie spotkanie na pogaduchy i żarełko. Wspomniana Tajka oraz jeszcze dwie Tajskie dziewczyny mieszkające w Bytomiu. Tajski poczęstunek i ogromna ilość sushi :) Było całkiem ciekawie i miło. Można było poczuć sie jak w Azji :D


Zakupy w Silesia City Center to jak w Bangkoku z tym że parter a nie 6 pięter wypasionych sklepów. Plusem jest sklepik Kuchnie Świata gdzie można zakupić wszystko co potrzebne do przygotowania Tajskich potraw i to w oryginale.
W ostatni dzień przed powrotem odwiedziliśmy zamek w Ogrodzieńcu. Troszke spacerku w ruinach i już w głowie tylko że to już ten czas na zakończenie wakacji życia. Dwa tygodnie zwiedzania, spacerów i przy prawdziwej jesiennej pogodzie. Napewno zapamięta tą wizytę na długo.

 



Dzień wylotu. Piątek. Spakowani i gotowi do ostatniego spotkania sie z lotniskiem w Katowicach. 30 min przed wyjściem dostaje wiadomość ze stronki Airport Katowice o strajku Lufthansy. Wejście do aplikacji z odlotami. Dwa loty odwołane. Katowice-Frankfurt i Frankfurt-Kuala Lumpur. W tym momencie sie zagotowałem. Wściekłośc nie miała granic. Co z biletami, kat teraz dostac sie do Bangkoku, czy musze zakupić nowe bilety, co z pracą do której miała wrócić w niedziele. Wszystkie myśli jednocześnie. Kilka telefonów do siedziby Lufthansa i na lotnisko. Wszystkie linie zajęte. Po krótkiej rozmowie z Tajską koleżanką która już to przechodziła wściekłość lekko opadła. Lufthansa darmowo przebookowuje bilety na inny termin. Ok, bagaże do auta i w droge na lotnisko. Tam już grupka ludzi sie zbiera. Wszyskie osoby do przebookowania. Czas na nas. Kilka propozycji przesiadkowych w sobote. Niestety miejsca w samolotach szybciej schodzą niż komputer na lotnisku może ogarnąć. Jedno miejsce na 200 osób i w momencie kliknięcia już go nie ma.


Ok. W końcu mamy termin i godzine. Niedziela do Frankfurtu i bez konieczności lotu przesiadkowego w Kuala Lumpur lot do Bangkoku. Jednym słowem mówiąc szczerze Lufthansa podarowała mi jeszcze dwa dni z Oil w Polsce :) 
Problem z lotem z Bangkoku do Lampang. Bilet był opłacony na konkretny dzień. Wszystko na loty łączone. Na szczęście Tajskie ubezpieczenie wraca kase za taką sytuacje nie z winy pasażera. Wystarczy pokazać bilet i potwierdzenie że taki strajk miał miejsce. To nie było trudne ponieważ mówiły o strajku wszystkie stacje na świecie. Wystarczyło zdjęcie z lotniska z monitorem gdzie pisało Rejs Odwołany.
Po dwóch dniach odpoczynku już bez strasu i po dużych zakupach na powrót czas na pożegnanie.
Troche jeszcze zamieszania na lotnisku ponieważ jako przebookowani musimy odczekać bez wpisanego miejsca w bilet i jako ostatnia dostaje miejsce na końcu A320 i przy oknie. Odrazu bilet z Frankfurtu do Bangkoku. Już zakupiony też bilet do Lampang. Można lecieć.


9 godzin oczekiwania na lot do Bangkoku na lotnisku we Frankfurcie jest bardzo męczące. Nie obyło sie również i tam bez przygód. Przy kontroli paszportu zabrano Oil do pokoju gdzie już Azjaci siedzieli w oczekiwaniu na swoje sprawy. Możliwe że te same sprawy co mojego gościa. Komputer wykazał że została w Europie dwa dni dłużej mimo że wiza jest aktualna jeszcze na 2 tygodnie. Chodziło o zaproszenie na którym widniały daty, a wpis trafił do komputera straży granicznej przy wjeździe do Uni. Wytłumaczyła dlaczego takie opóźnienie i okazała starą rezerwacje. Otrzymała stosowną notke na papierze i o tym opóźnieniu zostanie poinformowana ambasada w Bangkoku. Taka procedura niestety.
Teraz juz na miejscu jest czas i można domagać sie od Lufthansy kwitów potwierdzających strajk i jakąś rekompensatę z ich strony. Lot A747 był bardziej wygodny i znacznie szybszy.






Wspomnienia z wakacji jak najbardziej pozytywne zostana na długo. Ogromna ilośc zdjęć i filmów do wspomnień chwil spędzonych w Europie. 
Teraz czas na rewanż z jeszcze większymi wrażeniami w Azji.
O tym już w innych tematach na blogu. Zapraszam :)




Komentarze